„Choć wiele nas różni, jesteśmy równi”
Dzisiejszy dzień w szkole był… inny niż do tej pory. Lekcje rozpoczęliśmy jak zwykle o godzinie ósmej. Żadne prognozy pogody czy przepowiednie nie zapowiadały tego, że nielubiany przez wszystkich poniedziałek przejdzie do historii.
Jeszcze przed dzwonkiem szybko wbiegł do szkoły Jurek-mój najlepszy przyjaciel.
-Cześć Maciek!-przywitał się.
-Hej. Co tam u ciebie?
-W porządku -odrzekł.-O! Dzwonek. Chodź!
Pobiegliśmy w stronę sali. Gdy weszliśmy, powitaliśmy wszystkich i usiedliśmy w ławce.
Nasza klasa jest „inna” od pozostałych. Koleżanka Alia jest ciemnoskóra. Darek nie chodzi z nami na lekcje religii, bo wyznaje muzułmanizm. Kuba porusza się na wózku inwalidzkim, a Ala ma zeza. Dlaczego Jurek i ja jesteśmy w tej klasie? Klasie Vd? Już odpowiadam. Jerzy nie rozpoznaje kolorów. Widzi je, ale nie potrafi ich nazwać. A ja…ja się jąkam. Często, gdy panie mnie o coś pytają, potrafię z siebie wykrztusić tylko: „Ja…a…nie…e…wie…em…”. Oczywiście, jeśli nie znam odpowie-
dzi. Jąkam się tylko wtedy, gdy się stresuję i denerwuję. Przeniesiono mnie do „tej” klasy, bo tylko tu się ze mnie nie śmieją. Nikt z nikogo się nie śmieje w Vd. My sobie wzajemnie pomagamy.
Na korytarzu podczas przerw jesteśmy jednak totalnym pośmiewiskiem. W VIc jest taki jeden Jarek. On jest najgorszy. Aby pokazać kolegom, jaki jest super i odwa-
żny, śmieje się z nas i bardzo psoci. Nauczyciele mają z nim wiele kłopotów. Właśnie ten chłopak wymyślił nasze przezwiska. To nie są takie pieszczotliwe „imiona”. Wręcz przeciwnie. Na Alę mówi się Zezolec. Na Alię- Węglica. Kuba to Kółek. Darek jest Małzem, Jurek Fioletowym Dzieckiem, a ja – Jąkadłem.
Dziś pierwszą lekcją była matematyka. Pomimo, że jej nie lubię-jak wiele osób-modliłem się, aby trwała jak najdłużej. Niestety, dzwonek zadzwonił. Trzeba było wyjść na publiczną mękę.
Szliśmy niechętni i przestraszeni po schodach. Gdy byliśmy już na korytarzu, ozwał się Jarek:
-Patrzcie! Ekipa dziwolągów!
Wszyscy się śmieją. W tym momencie Ala, najmłodsza z nas wszystkich, za-
częła płakać.
-Maciek-zwróciła się do mnie.-Mam już tego dość!
Patrzyłem na nią i na miny kolegów. Wszyscy byli smutni. Postanowiłem po-
stąpić tak, jak na prawdziwego mężczyznę przystało. Mleko się przelało. Musiałem działać. Jeśli nie dziś, to kiedy?
-Dasz radę-podpowiadało mi moje alter ego. Okazało się, że odzywa się we mnie nie ten zagubiony i przerażony Maciek, ale ten drugi-odważny Maciej.
-Ja…Jarek!- zacząłem krzyczeć.
-O! Patrzcie! Odzywa się-śmiał się.
-Ma…mamy tego do…o…ość!
Na korytarzu zapadła grobowa cisza. Wszyscy wpatrywali się w nas.
-Postaw się w naszej sytacji. Też byś chciał, żeby się z ciebie śmiali, bo je-
steś inny?!
-Eee…eee…-wydał dźwięk. Miał oczy wielki jak pięć złotych.
-Zobacz, jak bardzo różni jesteśmy i jak różnie odbieramy świat.
Cisza. Patrzy na nas dalej.
-Każdy jest równy- mówię.
Widać było po nim, że siłuje się sam ze sobą.
-Eem…Maćku. Prze…przepraszam.
To było jak grom z jasnego nieba. Uratowałem go wyciągając odłamki szkła z jego serca, które tkwiły tam od wielu lat i raniły wszystkich wokoło.
-Dopiero teraz zrozumiałem, że to, co o was mówiłem było złe.
Zdziwił nas jego gest.
-Czyli…że już…zgoda?-odezwała się Ala.
-Myślę, że tak-uśmiechnął się chłopak.
Podaliśmy sobie rękę na zgodę. Ucieszyliśmy się, że coś się wreszcie zmieni.
Byłem z siebie dumny. Nie tylko dlatego, że zdobyłem się na odwagę, aby po-
wiedzieć, co myślę. Również dlatego, że się nie jąkałem! No, prawie.
Od dzisiaj wszystkie przerwy są chwilą odpoczynku. Wreszcie możemy spokojnie porozmawiać i się pośmiać.